Tym razem dymna i lustrzana wersja weekendera, który pojawił się we wpisie o torbie kolonialnej. Inny dobór skór i kolorów dał efekt, jakby to był zupełnie inny model.
Skóra jest metaliczna, w świetle słonecznym wręcz lustrzana, w nieoczywistym wariancie koloru taupe. Nacinana w romby, nie imituje żadnego zwierzęcia. No, może syrenę :-). W połączeniu z czarną skórą pasów daje całość miejską i oszczędną w detalu.
Kieszenie ograniczone skórzanymi listwami, zapinane są na zamki Riri. Ponieważ nie podobają mi się seryjne „ciągadełka” do zamków, robię zawsze takie, które pasują do torby. W tym przypadku ze skóry, z której zrobione są pasy. Zaplotłam je w węzeł nazywany Turk’s head, który co ciekawe, wykorzystuje się przy robieniu kapturków dla łownych sokołów.
Torba ma uchwyty, ale można też nosić ją na ukos – na dopinanym pasie, którzy przejmuje obciążenie z pasa nośnego przebiegającego pod dnem torby.
Wewnątrz torba w całości wykończona jest skórą – czarną, groszkowaną, przetartą lekko srebrną farbą. To przetarcie wygląda jak naturalny połysk skóry.
Całość, jak wszystkie moje torby, uszyta została na indywidualne zamówienie wyłącznie ręcznie, ściegiem rymarskim przy pomocy dwóch igieł, szydła i woskowanej lnianej nici. W tym modelu szwów jest wyjątkowo dużo.
Oglądający moje torby często nie wierzą, że to szew robiony ręcznie. Jest tylko jeden sposób, żeby sprawdzić – rozpruć kawałek ;-). Jeżeli nitka przechodzi z jednej strony na drugą to znaczy, że rzecz szyta jest ręcznie. Nie da się nitki przeciągnąć przez skórę/tkaninę na drugą stronę przy pomocy maszyny :-).